Polska Hesją Europy?
Hesja, a konkretniej landgrafstwo Hessja-Kassel, było jednym z kilkudziesięciu (albo i kilkuset, zależy jak liczyć) państw pierwszej Rzeszy. Ani szczególnie dużym, ani ważnym. Niemniej Hesi zapisali się w historii wielu najważniejszych wojen XVIII wieku.
Wystarczy wspomnieć wojnę o sukcesję austriacką, wojnę siedmioletnią czy wreszcie wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Jak to było możliwe, że wojska państwa nie będącego mocarstwem, ani nawet średniakiem, zdeptały pola bitew niemal całego znanego wówczas świata?
Ano wynikało to ze specyficznego modelu heskiej… gospodarki. Otóż Hesja nie była wówczas krajem ani szczególnie rozwiniętego przemysłu, ani szczególnie żyznych ziem ani innych bogactw naturalnych. Jedyne, co wyjątkowo obficie obradzało na ziemiach ladgrafa Hesji-Kassel, to… poddani. I to własnych poddanych, mięso armatnie posortowane w gotowe regimenty, pułki i armie, eksportowali władcy Hesji.
Chyba już rozumieją Państwo do czego piję? W ostatnim dziesięcioleciu wyeksportowaliśmy ok. 2 miliony pracowników, najczęściej młodych, wykształconych i przedsiębiorczych. Często do prostych prac fizycznych, poniżej kwalifikacji i aspiracji. Również w Polsce, pomimo iż minęło ponad 20 lat od upadku komunizmu i niedługo minie 10 od wstąpienia do Unii Europejskiej, nadal bardzo często konkurujemy głównie niskimi kosztami pracy. Dość powiedzieć, że pod względem liczby przepracownych godzin w roku statystyczny Polak wyprzedza już wiele państw zachodnich (i zaczyna gonić słynących z pracoholizmu Japończyków). Ale wydajność tej pracy, innymi słowy – wartość dodana wyprodukowana przez owe godziny – pozostaje nieraz kilkukrotnie mniejsza od tej w państwach wysoko rozwiniętych. Pracujemy więc ciężko i długo, ale mało innowacyjnie, w sposób źle zorganizowany, w prostych zawodach lub w branżach opartych na słabo płatnej sile roboczej.
Największe bogactwo Polski, ostatni wyż demograficzny, eksploatujemy w sposób rabunkowy, nie dbając o zachowanie i odnawianie zasobu. Zupełnie jak landgraf Hesji-Kassel sprzedających swoich poddanych pod kule. Różnica w tym, że kobiety w Hesji w XVIII wieku rodziły piątkę, szóstkę i więcej dzieci a nie 1,26. Heski model gospodarki ma więc w Polsce wyjątkowo krótkie nogi.
Marcin Horała