Naczelnik na zagrodzie równy wojewodzie
Najbardziej godną uwagi uchwałą na ostatniej sesji była nowelizacja budżetu. Wprawdzie kwotowo niewielka to symptomatyczna i wraz z odbytą dyskusją wiele mówiąca na temat praktyki działania władz samorządowych.
Poprawka przewidywała m. in. dodatkowe 3,5 miliona złotych na promocję miasta (z czego 2,5 miliona poprzez sport). Wnioskodawcy nie byli w stanie podać konkretnych informacji na jakie działania zostaną przeznaczone te kwoty. W wypadku sportu argumentowano iż zwyczajowo na początku roku w budżecie są środki tylko na dokończenie sezonu, a na rozpoczęcie nowego trzeba dać w połowie roku. Odnośnie miliona na promocję ogólną argumentem miało być, iż jest to powrót do pierwotnie planowanej wysokości środków, po ich zmniejszeniu o milion wiosenną nowelizacją budżetu.
W odpowiedzi zastanawiałem się czy tego rodzaju logikę zastosujemy również do inwestycji. Jeżeli, na przykład w kwietniu, kwota na inwestycję zostanie obcięta to czy można liczyć, że później, dajmy na to we wrześniu, zostanie przywrócona. I czy również analizując wykonanie budżetu po zakończeniu roku będziemy się odnosić nie do jego stanu obowiązującego, a więc po ostatniej nowelizacji (tak jak do tej pory), tylko do jego stanu pierwotnie uchwalonego (wówczas wskaźniki wykonania budżetu wyglądałyby znacznie gorzej niż obecnie).
Pan skarbnik odpowiedział mi, iż takie stawianie sprawy to intelektualna przewrotność, bo o zdejmowanie środków z inwestycji wnioskuje sam wydział, widząc, że nie zdąży z realizacją i rozliczeniem określonych zadań. Tymczasem środki z promocji zabrało kolegium prezydenckie wbrew woli wydziału – dlatego teraz należy je oddać.
Ta logika jest spójna i można ją nazwać logiką całkowitego władztwa urzędu, tudzież „naczelnik na zagrodzie równy wojewodzie’. Teoretycznie (i zgodnie z obowiązującym prawem) budżet to dokument, w którym władza uchwałodawcza (rada miasta) wyznacza władzy wykonawczej (prezydentowi) kierunki działania w trakcie roku, które tenże realizuje za pomocą aparatu urzędu miasta. Jeżeli w ciągu roku rada miasta z dowolnego powodu zmienia zdanie na temat tego, co powinno być realizowane – uchwala nowelizację budżetu, do której prezydent i kierowany przez niego urząd się stosują.
A jak to wygląda w praktyce? Ano najpierw naczelnicy wydziałów sami sobie projektują zadania na przyszły rok, które na poziomie kolegium prezydenckiego są trymowane tak, by budżet się dopiął finansowo. Udział władzy teoretycznie decydującej o budżecie – rady miasta – jest na tym etapie zerowy. Następnie gotowy budżet trafia pod obrady komisji, które czasami występują z uprzejmą prośbą do prezydenta, aby dokonał jakichś zmian. Prezydent zupełnie uznaniowo uwzględnia te wnioski lub nie (zazwyczaj nie) i kieruje budżet jako projekt uchwały do procedowania przez radę. Jak jestem sześć lat radnym nie zdarzyło się jeszcze by rada z własnej inicjatywy wprowadziła do budżetu poprawkę.
I co dzieje się w ciągu roku z tak napisanym budżetem? Pomimo iż władza wykonawcza de facto napisała go sobie sama to i tak często występuje z propozycjami jego zmiany. Jeżeli sam wydział stwierdza, że jakichś działań nie będzie w stanie zrealizować i w związku z tym prosi o ich zdjęcie z budżetu – to panuje opinia że nie można do wydziału mieć o to pretensji. Szczególnie odnośnie inwestycji istnieje szereg tzw. obiektywnych trudności (od kwestii własnościowych, przez przeprowadzenie uzgodnień po rozstrzygniecie przetargu i odwołań), które powodują iż pretensje pod adresem urzędu są zazwyczaj traktowane wzruszaniem ramion. Opozycja, która protestuje zbywana jest na zasadzie: „Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi. Uprze się cham i daj mu teraz”.
Teraz okazuje się, że zupełnie inaczej ma się sprawa gdy wydział swojego budżetu oddać nie chce. Jak chce – to obcinamy i nie mamy pretensji. Jak nie chce – to wara mu zabrać, a jak już się zabrało to trzeba później oddać. Naczelnicy wydziałów, pod pewnym nadzorem prezydenta, uzyskują więc swoistą suwerenność budżetową. Teoretycznie to rada miasta jest władzą i wyznacza im budżet. W praktyce – budżet wyznaczają sobie sami i mogą się go tylko dobrowolnie zrzec. Zaś obcięcie budżetu bez takiej zgody rodzi moralne zobowiązanie rady, żeby przy najbliższej okazji oddać co się zabrało. Ogon kręci psem.
Za: http://www.gazeta.razem.pl/index.php?id=2&t=1&page=40872