Lokalna specjalność: aquapark, hala widowiskowa i centrum konferencyjne
Za jeden ze wskaźników jakości rządzenia – zarówno na szczeblu centralnym, jak i samorządowym – uznawana jest często sprawność w wydawaniu pieniędzy z UE.
Niestety za wskaźnik owej sprawności najczęściej uznawana jest kwota wydanych pieniędzy, bez zastanowienia nad tym na ile sensownie zostały one wydane.
Zostawmy na boku wydatki tak oczywiste jak np. wydawanie pieniędzy unijnych na spoty i bilboardy reklamujące… wydawanie środków unijnych. Podobnież te na masowe darmowe szkolenia w atrakcyjnych turystycznie miejscowościach. W tym wpisie chciałbym skoncentrować się na inwestycjach, czy może raczej „inwestycjach”.
Samo słowo inwestycja kojarzy się potocznie z wydaniem pieniędzy na zakup/budowę czegoś trwałego, co w przyszłości będzie przynosiło zyski. Niestety wiele polskich samorządów z tej potocznej definicji przyswoiło tylko pierwszą część. Są środki unijne? To trzeba je wykorzystać! Na co, to kwestia wtórna. Najlepiej na jakiś duży obiekt, który można z pompą otworzyć, zrobić sobie na jego tle zdjęcie, no i zawsze łatwiej przygotować „papierkologię” pod jedną inwestycję za 10 milionów niż pod dziesięć inwestycji po milionie. A wskaźnik „wykorzystania środków” będzie ten sam.
W rezultacie jak Polska długa i szeroka jak grzyby po deszczu powstają za unijne pieniądze aquaparki, hale widowiskowo-sportowe, centra konferencyjne i kulturalne i tym podobne (znam nawet co najmniej dwa przypadki, w których włodarze niewielkich w sumie miast szarpnęli się na filharmonie). Na marginesie odnotujmy, że przy okazji zazwyczaj powstają też samorządowe spółki do zarządzania owymi obiektami. Ze stosowną liczbą posad w zarządach i radach nadzorczych.
Rzeczywistość zaczyna skrzeczeć gdy obiekt jest już wybudowany i – wtedy!!! – zaczyna się gorączkowe poszukiwanie sposobu w jaki sposób go wykorzystać. Zazwyczaj kończy się tworzeniem nowych publicznych instytucji, które miałyby siedziby w wybudowanych obiektach, dotowaniem darmowych koncertów gwiazd i gwiazdeczek, czy też kuszeniem zespołów sportowych do występów – również dotacjami. W przytłaczającej większości przypadków nie ma mowy, aby nowe obiekty na zasadach rynkowych zdobyły środki na własne bieżące utrzymanie (nie marząc już w ogóle o zwrocie środków „zainwestowanych” w ich budowę – nawet jeżeli liczyć tylko środki z wkładu własnego inwestora).
Jeżeli trend zadłużania się samorządów zostanie utrzymany, to niedługo nie będzie w budżetach środków na dotowanie deficytowych obiektów. Za kilka-kilkanaście lat będzie w Polsce można tanio kupić wiele aquaparków, hal widowiskowych i centrów kultury. Również przed branżą wyburzeń i rozbiórek rysuje się świetlana przyszłość.