Inwestycje samorządowe – między strategią a praktyką
Każdy z nas chciałby wierzyć, iż jego lokalni włodarze profesjonalnie pochylają się nad potrzebami inwestycyjnymi, racjonalnie je priorytetyzują, a następnie wprowadzają w życie. No cóż…
Jak zwykle teoria sobie, a życie sobie. Poza racjonalną analizą i budowaniem spójnej strategii można wyróżnić przynajmniej kilka czynników decydujących o kierunkach miejskich inwestycji.
Pierwszym z nich są środki unijne. Tak się przyjęło, że jednym z wskaźników sukcesu jest liczba pozyskanych i wydanych środków unijnych. Wójt, burmistrz, czy starosta bardzo chętnie pochwali się ile to milionów środków unijnych pozyskał, a jak do tego może jeszcze przeciąć wstęgę na jakimś lśniącym nowością obiekcie no to mamy pełnię szczęścia. Często na boku zostaje kwestia racjonalności takiej inwestycji. Szczególnie istotna to kwestia w sytuacji, gdy mamy do czynienia z budową obiektu z poza obszaru twardej infrastruktury np. drogowej. Obiekty takie jak aquapark, filharmonia czy centrum kultury raz powstawszy, warunkują istnienie określonej instytucji. Bardzo często na etapie podejmowania decyzji o budowie brakuje analizy czy taka instytucja będzie w stanie choćby z grubsza pokryć koszty swojego funkcjonowania, czy budżet jednostki samorządu stać na pokrywanie trwałego deficytu i czy taki wydatek jest strategicznie uzasadniony. Panuje radosny entuzjazm skoku na unijną kasę, bez refleksji co będzie potem.
Drugim czynnikiem jest obiektywna łatwość wykonania inwestycji. Być może dla miasta czy powiatu najważniejsze byłoby wybudowanie drogi X. Jednak teren, po którym ma ona biec, ma niewyjaśnione kwestie własnościowe, podziemna infrastruktura znajduje się w stanie opłakanym albo wręcz niewiadomym itp. Słowem jest to inwestycja trudna w realizacji i z wysokim ryzykiem opóźnień. Jednocześnie mamy również budowę drogi Y, która jest dla okolicy mniej znacząca, ale za to biegłaby w całości po terenie gminnym, teren jest zarezerwowany w obowiązującym miejscowym planie zagospodarowania i brak na jej przebiegu trudności takich jak cieki wodne czy budynki do wyburzenia. Jak wykonawcy dopiszą będzie można za dwa lata przeciąć wstęgę. Jak państwo myślicie, która droga zostanie wskazana do realizacji? Bardziej potrzebna, ale trudna droga X czy mniej potrzebna ale łatwiejsza droga Y?
Trzecim wreszcie czynnikiem są „osobiste” przełożenia mieszkańców ubiegających się o inwestycję. Niektórzy umieją się zorganizować i wywrzeć odpowiedni nacisk przez media czy przez radnych a inni nie. Często niestety czynnikiem znaczącym pozostaje miejsce zamieszkania osoby, stojącej wysoko w lokalnym układzie władzy. Mogę to potwierdzić i z własnego doświadczenia radnego, że czasem można do bólu pisać pisma, interpelacje, zgłaszać poprawki do budżetu – i nic. A jedna rozmowa na zasadzie wicie-rozumicie z kim trzeba, albo zlot kilku kamer – potrafią zdziałać cuda.
Za: http://www.stefczyk.info/blogi/radny-radnego/inwestycje-samorzadowe-miedzy-strategia-a-praktyka