Kto tu rządzi?
Łaskawy los zetknął w krótkim odstępie czasu (sesja styczniowa i lutowa) dwa projekty uchwał, których losy idealnie ilustrują aktualny stan naszej gdyńskiej power game. Mieliśmy obok siebie przykład próby ostrego narzucenia agendy przez urząd – Infoboks i przez mieszkańców i radnych – obywatelski projekt uchwały w sprawie bezpieczeństwa ruchu w Chyloni, Cisowej i Pustkach.
Spróbujmy więc w naszych rozważaniach nieco zdrapać tej wierzchniej warstwy narracji i uzasadnień i przyjrzeć się nagiej mechanice lokalnej polityki. Trafia się bowiem wyjątkowo dobra, modelowa, okazja.
W przypadku Infoboksu mieliśmy do czynienia z projektem stosunkowo dużym (kosztowo i pod względem znaczenia dla tkanki miejskiej), który rozwijany był w strukturach urzędowych bez wstępnej aprobaty a nawet świadomości przytłaczającej większości radnych. Doprowadzony został w ten sposób do etapu, w którym został przedstawiony publicznie, jako sprawa przesądzona. Pomimo, że została do załatwienia uchwała rady miasta w sprawie działki, na której Infoboks miałby powstać.
Proszę wychwycić tą charakterystyczną cechę całego procesu – teoretyczny decydent (rada miasta) został potraktowany jako wykonawca decyzji zapadających gdzie indziej, a teoretycznie należąca do rady decyzja – jako formalność, której wynik jest z góry przesądzony. Pilotujący projekt nie czuli potrzeby chociażby przekonsultowania, wybadania nastrojów rady zanim zainwestowano czas i wysiłek w dopracowanie projektu. Ten czas i wysiłek zainwestowany został z góry, w poczuciu pewności że nie jest w ogóle możliwe aby rada miasta podjęła decyzję inną, niż chciałby tego urząd.
Dalszy przebieg wypadków pokazał iż powyższe założenie było słuszne. Pomimo drobnego zawirowania, powiedziałbym: reakcji alergicznej organizmu rady na tak bezceremonialny gwałt, urząd okazał się posiadać wystarczająco silną dźwignię polityczną by wyegzekwować od rady pożądaną decyzję.
Nie ukrywałem od początku, że próbą zbudowanie podobnej dźwigni nacisku (ale działającej tym razem na urząd) był wzmiankowany obywatelski projekt uchwały. Był to zbiór dość drobnych postulatów, w których na różnych etapach mieszkańcy, rady dzielnic i pojedynczy radni odbijali się od urzędu. Była nadzieja, że zebranie ich w jeden projekt uchwały wytworzy pewną masę krytyczną, wobec której radni nie pozostaną obojętni – a poprzez przyjęcie projektu wymuszą z kolej na urzędzie przyjęcie chociażby planu działań spełniających owe postulaty.
Tu z kolej reakcją alergiczną wykazał się urząd. Pierwszą linią obrony było proceduralne zablokowanie projektu na podstawie opinii urzędowego radcy. Gdy ta linia padła w wyniku manewru oskrzydlającego (ponowne zgłoszenie projektu przez grupę radnych), wytoczono przeciw projektowi ciężkie, polityczne, działa. Okazało się że poważną troską większości radnych jest… żeby przypadkiem nie mieć za dużo władzy w mieście. Uznali, że projekt dotyczy spraw, w których decyzja święcie należy do urzędu i radni mogą go co najwyżej prosić czy przekonywać a nie broń Boże coś mu kazać. Taka była główna linia argumentacji – że to jest zakres spraw, w których rada miasta nie powinna w ogóle decydować.
Godna uwagi wstrzemięźliwość i samoograniczenie – jakże kontrastujące z wykazanym przez urząd przy okazji Infoboksu głodem władzy. Mamy w naszym mieście radę miasta, która się ogranicza i abdykuje z decyzji wszędzie, gdzie tylko do podejmowania decyzji nie zmusza jej wprost ustawodawca. I mamy urząd który swoje prawne ramy kompetencyjne wypełnia co do najmniejszej dziurki, a następnie te ramy rozpycha najdalej jak się da.
Przepyszne studium przypadku dla politologów i socjologów badających realne struktury władzy. W mieście gdzie lokalni politycy – radni – postanowili programowo odżegnać się od robienia polityki ta oczywiście nie wyparowała magicznie. Po prostu przeniosła się w inne miejsce. W Gdyni politykę robią naczelnicy wydziałów, a pewnie czasem i referenci.
Pytanie czy na dłuższą metę lepiej dla mieszkańców gdy realną władzę mają osoby nie pochodzące z wyboru, nie odwoływalne w powszechnym głosowaniu i nie działające publicznie – wydaje się być pytaniem retorycznym.
Za: http://www.gazeta.razem.pl/index.php?id=2&t=1&page=34256