Gdyński Harry Potter do dymisji!
Tym razem o jednym konkretnym zdarzeniu z poprzedniej sesji. Ale za to znamiennym i miejmy nadzieję brzemiennym w skutki. Nie jest tajemnicą, że nie jestem miłośnikiem sposobu, w jaki swoją funkcję sprawuje Przewodniczący Rady Miasta p. Stanisław Szwabski – bo jest to sposób skutkujący marginalizacją rady, wygaszaniem jej roli jako jednego z dwóch podmiotowych i autonomicznych organów władzy samorządowej.
Tym razem jednak mieliśmy do czynienia z przekroczeniem Rubikonu. O ile bowiem do tej pory można było mówić o braku inicjatywy, bierności czy naciąganiu i naginaniu procedur – to na ostatniej sesji doszło już do jawnego ich złamania.
Zacznijmy od początku – jak wspominał już wcześniej w ramach dwugłosu mój szanowny współautor regulamin rady miasta daje „zwykłemu” radnemu (a więc nie występującemu w roli wnioskodawcy projektu lub sprawozdawcy stanowiska komisji czy klubu) prawo do pięciominutowego wystąpienia, trzyminutowej repliki oraz dwóch jednominutowych wystąpień „ad vocem”.
Ad vocem znaczy w języku polskim: w nawiązaniu do, w sprawie, co się tyczy, – przytaczając słownikową definicję in extenso: , ad vocem – łac. do (tego) głosu, w tej sprawie – wyrażenie używane jako prośba o udzielenie w głosu w dyskusji poza kolejnością, w celu odniesienia się bezpośrednio do słów dopiero co wypowiedzianych przez dyskutanta (np. dla sprostowania)”
Tymczasem przewodniczący Szwabski postanowił się zabawić w Harrego Pottera i dokonał wykładni zapisów regulaminu w myśl doktryny, który by można nazwać Doktryną Magicznego Słowa. Otóż prawo do wypowiedzi ad vocem ma przysługiwać tylko radnym wywołanym po nazwisku. Sformułowanie „radny przedmówca”, „wypowiadający się wcześniej radny opozycji” czy polemika z tezami których autorem był konkretny przedmówca – to wszystko prawa do ad vocem nie daje. Musi paść magiczne słowo – nazwisko radnego.
Interpretacja taka balansuje na granicy pomiędzy naciąganiem a łamaniem prawa. Ad vocem językowo znaczy bowiem co innego, a w polskim systemie prawnym podstawowym rodzajem wykładni jest właśnie wykładnia językowa – i jeżeli ta jest jasna, a jest jasna – to dalszej wykładni się nie prowadzi. Można powiedzieć, że przewodniczący Szwabski dalszą wykładnię przeprowadził, a mianowicie wykładnię teleologiczną (celowościową). Najwyraźniej celem regulaminu i przewodniczącego osobiście jest maksymalne zduszenie debaty publicznej i skrócenie obrad rady miasta żeby przypadkiem nie trwały na tyle długo żeby spóźnić się do domu na obiad – więc trzeba tak przepis zinterpretować, żeby owemu celowi służył. Tak powstała DMS (Doktryna Magicznego Słowa).
Po ostatnim przypadku – gdy przewodniczący nie dopuścił do głosu radnego Krzyżanowskiego, mimo iż przedmówcy ewidentnie odnosili się do poprawki jego autorstwa – zastanowiliśmy się w gronie radnych opozycji co z takim fantem zrobić. Otóż skoro przewodniczący tak jest przywiązany do DMS to my weźmiemy to za dobrą monetę i również będziemy ową doktrynę stosować.
Jak uradziliśmy, tak zrobiliśmy na ostatniej sesji. Kiedy kolega Zmuda Trzebiatowski w swojej wypowiedzi odniósł się do wypowiadających się wcześniej „radnych opozycji” jako jeden z owych radnych opozycji poprosiłem o głos w trybie ad vocem. Głosu przewodniczący mi nie udzielił argumentując, zgodnie z DMS, że nie padło „abrakadabra”, przepraszam, pomyliłem się, prawidłowe zaklęcie brzmi „radny Horała”. Na takie dictum głos zabrał radny Szemiot i zaklęcie wypowiedział, kilkukrotnie i dobitnie wypowiadając słowa „radny Horała”. Ponownie poprosiłem o ad vocem i – o dziwo – ponownie go nie dostałem gdyż jak stwierdził przewodniczący „to są jakieś sztuczki”. Ależ oczywiście – dokładnie takie same sztuczki jakie stosuje Pan przewodniczący od lat. Jak przewodniczący stosuje Doktrynę Magicznego Słowa żeby blokować wypowiedzi radnych i dusić dyskusję to dobrze a jak radni chcą zastosować tą właśnie doktrynę żeby obronić swoje prawo do wypowiedzi – to „sztuczki”.
Ale ta sprawa to nie tylko filozofia Kalego w praktyce. Ma swój konkretny wymiar prawny. Jeżeli przewodniczący słusznie nie dopuszczał wcześniej radnych do głosu stosując DMS – to teraz nie udzielając mi głosu złamał regulamin. Jeżeli z kolej słusznie teraz nie udzielił mi głosu – bo tylko padło moje nazwisko a merytorycznego odniesienia nie było – to znaczy że wielokrotnie złamał regulamin wcześniej nie udzielając głosu gdy właśnie merytoryczne odniesienie było. Tertium non datur.
Podsumujmy zwięźle:
-
Niesamodzielne uzyskanie mandatu, wątpliwy mandat społeczny. A przede wszystkim – jak autonomii i niezależności władzy uchwałodawczej wobec wykonawczej może strzec ktoś, kto bezpośrednio owej władzy wykonawczej zawdzięcza że w ogóle jest radnym?
-
Wątpliwy moralnie wybór na przewodniczącego poprzez wprowadzenie części radnych w błąd co do rzeczywistego charakteru fikcyjnej kandydatury przewodniczącej Zielińskiej.
-
Bierna akceptacja zanikania ustrojowej rady miasta, nie korzystania, znikomego lub co najwyżej częściowego korzystania przez radnych z przysługujących im uprawnień (inicjatywy uchwałodawczej, pracy nad projektami uchwał na sesji, interpelacji itp.).
-
„Znikanie” projektów uchwał wywodzących się z kręgów opozycji (np. projekt zmiany trybu uchwalania budżetu w poprzedniej kadencji czy projekt nadania jednemu z placów imienia prezydenta Mościckiego w tej kadencji).
-
Wątpliwa prawnie (najprawdopodobniej wprost bezprawna – ale jeszcze badania trwają) praktyka wymuszania opinii prawnych do projektów uchwał oraz odrzucania poprawnie zgłoszonych projektów arbitralną decyzją na podstawie opinii urzędowego radcy – zupełnie poza obowiązującymi procedurami i bez trybu odwoławczego.
-
Torpedowanie obywatelskich inicjatyw uchwałodawczych za pomocą wszelkich możliwych i niemożliwych kruczków.
-
Opisane wyżej łamanie regulaminu rady miasta w kwestii udzielania głosu w trybie ad vocem.
Wystarczy? Wystarczy. Czas na dymisję.