Budżet obywatelski i jego wrogowie
Kiełkująca powoli w Polskich samorządach idea budżetu obywatelskiego napotyka stale na opór lokalnych władz.
Akurat trafił się dobry przykład w postaci wypowiedzi prezydenta Nowej Soli Wadima Tyszkiewicza na temat budżetu obywatelskiego: „ To populizm, zaprzeczenie funkcjonującej demokracji, gdzie w wolnych demokratycznych wyborach wójt, burmistrz, prezydent jest wybierany, by zarządzać gminą, by realizować swój program wyborczy zgodnie z wieloletnim planem inwestycyjnym i wieloletnim planem finansowym. Bo tu nagle może się okazać, że zorganizowana mniejszość wyśle więcej sms-ów i przeforsuje coś, co w planach nie jest ujęte – twierdzi nasz rozmówca. Jeśli ma być inaczej, to jego zdaniem trzeba by na nowo zreformować samorząd i zdecydować, kto ma tak naprawdę gminą rządzić – czy wójt czy rada czy może obywatele.” (za: portalsamorzadowy.pl)
Jeżeli zdekodujemy wypowiedź pana prezydenta Tyszkiewicza to znajdziemy tam kilka oryginalnych tez, jak taka że obecnie gminą nie rządzą obywatele tylko wójt, burmistrz lub prezydent i że demokracja polega na tym że obywatele mają coś do powiedzenia przez jeden dzień, a potem mają siedzieć cicho i grzecznie słuchać władzy. Innymi słowy poddani wybierają sobie raz na cztery lata barona, no względnie są rozproszonymi udziałowcami wybierającymi na walnym zgromadzeniu prezesa – i do bieżącego panowania/rządzenia nie powinni się wtrącać.
Tymczasem oczywiście nie ma czegoś takiego jak obiektywny, optymalny sposób zarządzania jednostką samorządu terytorialnego. Nie ma nawet uzgodnionego jednego miernika sukcesu w tym względzie (wzrost liczby mieszkańców? poziom bezrobocia? wartość wydanych środków unijnych? indeks jakości życia? – a jeśli tak to w jaki sposób liczony?) a co dopiero mówić o jakimś jedynie słusznym sposobie dochodzenia do tego sukcesu. Jeden uzna, że jest w mieście lepiej bo właśnie wybudowano nową drogę z bezkolizyjnymi skrzyżowaniami – a drugi że właśnie gorzej bo należy przyznać preferencję pieszym i rowerzystom a nie samochodom. Jeden się cieszy że miasto zorganizowało koncert – drugi uzna to za marnowanie publicznych pieniędzy. Jeden chciałby darmowej komunikacji publicznej – drugi chciałby by jej nie dotować w żaden sposób a najlepiej sprywatyzować. I tak dalej i tak dalej.
Domeną urzędników powinna być technokratyczna sprawność w realizacji zadanych priorytetów, natomiast decyzja o ich wyborze powinna zostać pozostawiona suwerenowi czyli obywatelom. Nie ma tu jedynie i obiektywnie słusznej decyzji, słuszna decyzja jest taka, jaką obywatele podejmą. Bo to ich gmina, i to oni w niej – słuchajcie dobrze panowie wójtowie, burmistrzowie i prezydenci – rządzą.
Temu służą mechanizmy takie jak budżet obywatelski i inne. Demokracja partycypacyjna jak powiedzą jedni albo aktywna troska o dobro wspólne zakorzeniona w tradycjach polskiego republikanizmu. Jak zwał tak zwał, liczy się istota.
A że czasem w ramach budżetu obywatelskiego zdecydować może zorganizowana mniejszość? No cóż, dla mnie jednym z podstawowych praw obywatelskich jest również prawo do nie uczestniczenia. Jak ktoś ma określone uprawnienie i dobrowolnie go nie realizuje, dobrowolnie godzi się by inni za niego zdecydowali – to jego sprawa i nie wpływa to na zasadność samego uprawnienia. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Z resztą w ostatnich wyborach na prezydenta Nowej Soli pana Wadima Tyszkiewicza poparło 86,40% głosujących. Świetny wynik, prawda? Niemniej to tylko 12.296 z 32.504 uprawnionych do głosowania. Jak by nie patrzeć – zorganizowana mniejszość.