Jak załatwić sprawę w urzędzie?
Pół biedy jeżeli chodzi o sprawę ujętą w karby postępowania administracyjnego. Wydanie pozwolenia na budowę, dowodu osobistego czy otrzymanie becikowego – te indywidualne sprawy mają swoje procedury.
Wiadomo gdzie i jakie pismo złożyć żeby osiągnąć pożądany efekt (choć nie wiadomo do końca w jakim czasie np. w zakresie decyzji o warunkach zabudowy bywają to miesiące a czasem i lata).
Gorzej gdy chodzi o załatwienie sprawy nie polegającej na wydaniu jednostkowej decyzji administracyjnej. Mam na myśli sprawy takie jak załatanie dziury w drodze, postawienie dodatkowej lampy w newralgicznym miejscu czy drobna zmiana w organizacji ruchu. Ogólnie są to tak zwane interwencje, stanowiące też gro tematów z którymi mieszkańcy przychodzą do radnych. W takich sprawach to już nawet nie co urząd to obyczaj – tu co wydział, albo co pojedynczy urzędnik, to obyczaj. Zazwyczaj dopiero wielokrotnie testując różne ścieżki dowiemy się, która prowadzi do celu w naszym mieście w danym zakresie spraw.
Pierwsza ścieżka to pisanie pism. Ma ona tę zaletę, że odpowiedzi na pisma otrzymuje się zazwyczaj również na piśmie – a więc jest podkład pod późniejsze domaganie się realizacji obietnic. Są takie wydziały, których pracownicy przez telefon czy osobiście wiele obiecują i potem mało co dotrzymają – natomiast mając temat na piśmie zabierają się do jego realizacji.
Czasem jest natomiast odwrotnie – pisma śle się na Berdyczów, dostaje się na nie po kilku miesiącach odpowiedzi ogólno-wymijające, albo z dodatkowymi pytaniami, na które odsyła się odpowiedź i znów czeka miesiące na dalszy ciąg korespondencji. Natomiast dzwoniąc do osoby bezpośrednio odpowiedzialnej za temat, np. nadzorującej ekipy remontowe, można osiągnąć efekt wysłania ekipy już następnego dnia. I to by była druga ścieżka.
Bywa też tak, że przez telefon jest się odsyłanym od Annasza do Kajfasza, natomiast – tu ścieżka trzecia – skutek może przynieść osobista pielgrzymka po urzędowych korytarzach. Znacznie łatwiej „spławić” natręta przez telefon – natomiast w kontakcie bezpośrednim i urzędnik potrafi w petencie dostrzec człowieka. Nawet jak sam się sprawą nie zajmuje to osobiście zaprowadzi do osoby decyzyjnej. Oczywiście zdarzają się i takie wydziały gdzie z założenia z petentem się praktycznie nie rozmawia, żądając składania pism – lub rozmawia się miło, po czym nic się nie robi. Do takich trzeba się zabierać np. ścieżką pierwszą.
Oczywiście pozostaje poza tymi ścieżkami wygodna droga – w postaci zwrócenia się do radnego, najlepiej opcji rządzącej. Wykorzystując osobiste znajomości szybciej dotrze do kogo trzeba. Będzie również na podstawie wieloletniego doświadczenia wiedział gdzie lepiej pisać, a gdzie trzeba pójść osobiście. No i czysto praktycznie – przyjmując sprawę „do realizacji” przyjmuje na siebie obowiązek wyręczenia mieszkańca w technicznych czynnościach pisania, dzwonienia i chodzenia.
Na koniec już nie droga tylko autostrada – czyli kontakt z radnym, ale tym razem raczej opozycji, który nie będzie miał oporów przed nagłośnieniem sprawy. Nic tak nie denerwuje wójtów burmistrzów i prezydentów jak plama na wizerunku, gdy media zrobią aferę wokół jakichś niedociągnięć w pracy ich podwładnych. Wiem z doświadczenia, że czasem można miesiącami słać pisma i przekonywać i nic – a solidna afera w mediach powoduje, że przymuszony nią do działania prezydent w morderczo skuteczny sposób goni urzędników do pracy i w kilka dni problem jest załatwiony.
Oczywiście jak ktoś myje ręce to nie szkodzi żeby umył i nogi, najlepiej więc pewnie zastosować jednocześnie lub sekwencyjnie wszystkie opisane wyżej metody.
Za: http://www.stefczyk.info/blogi/radny-radnego/jak-zalatwic-sprawe-w-urzedzie